Kiedy byłem trochę młodszy, wyjechałem w ramach współpracy organizacji młodzieżowych do pracy na Węgry. Naszym zadaniem było zbieranie brzoskwiń na jednej z plantacji Saszad (odpowiednik naszego PGR-u), położonej nieopodal stolicy Węgier. Pracowaliśmy tam przez okres jednego miesiąca, a po pracy zwiedzaliśmy Budapeszt.
Most Łańcuchowy. |
Zmęczeni zwiedzaniem postanawiamy odzyskać siły w znajdującej się nieopodal zaprzyjaźnionej z nami knajpce. Z okrzykiem „Harom pohar kadarka zajmujemy miejsca za stołem. Jemy nasz ulubiony gulasz pamiętając o tym, że przed nami zwiedzanie miasta po drugiej stronie Dunaju, czyli tak zwanego „Pesztu”.
Znakomicie odprężeni, wędrujemy naszym mostem w stronę jakże pięknie prezentującego się nam gmachu Parlamentu Węgier. Idziemy dalej na Plac Szabadsag (Wolności), znany z jedynego w całym mieście Pomnika Armii Czerwonej by w końcu dotrzeć do przecudownej Bazyliki Świętego Stefana - jednej z turystycznych wizytówek Stolicy. Bogate marmurowe wnętrza sprawiają na nas niesamowite wrażenie. Przewodnik kieruje nas do niewątpliwej relikwii narodu Węgierskiego: zasuszonej dłoni pierwszego Władcy Węgier. Pełni różnorodnych wrażeń decydujemy się na długi spacer promenadą wzdłuż Dunaju.
Zamek Królewski. |
W końcu dochodzimy do Placu Vorosmarty, by obejrzeć najstarszą w Europie linię i stację metra. Okazuje się, że pięciokilometrowej długości pierwsza linia metra (tzw. Żółta) oddana została do eksploatacji w 1896 roku z okazji tysiąclecia Węgier. W tej sytuacji palmę pierwszeństwa należy zwrócić Londynowi, który swoje metro uruchomił 33 lata wcześniej. Podziwiając atrakcyjne, zabytkowe wnętrze metra postanawiamy przejechać się do stacji Opera. Tam znajduje się ostatnie zaplanowane przez nas miejsce godne zwiedzenia: gmach Opery Budapeszteńskiej.
Zbliża się wieczór, musimy niestety wracać do Saszadu.