Mój wyjazd do Wiednia miał podtekst sentymentalny. Bardzo chciałem poznać
miasto, w którym mój Tata przeżył kilka trudnych lat swojego życia i o którym
wiele opowiadał. W czasie wojny był internowany przez Niemców i wywieziony tam
na przymusowe roboty. Pracował na dworcu kolejowym przy przetaczaniu wagonów.
Trzy razy uciekał do Polski, niestety łapano go i zamykano w więzieniu. Miał
wtedy 18 lat.
To bardzo pracowita noc – nie chcemy uronić ani minuty naszego pobytu we
Wiedniu. Biegamy po całym Grinzingu, od jednej oberży do następnej. Wszystkie
są bardzo ładnie wystrojone, w każdej na drewnianych ławach przygotowane
talerze ze smalcem i świeżym chlebem. Wybieramy te, w których smalec zawiera
duże smakowite skwarki. Popijamy wspaniałe austriackie młode wina. Kolega
pracowicie zbiera wszystkie możliwe do wyproszenia kolorowe popielniczki. Jest
ich kolekcjonerem, w Polsce ma już pokaźny zbiór.
Następnego dnia zwiedzamy kolejne zabytki stolicy Austrii: prawie gotyckie
Ratusz i Parlament, renesansowa Opera Narodowa i uniwersytet, Muzeum Historii
Naturalnej i Muzeum Historii Sztuki. Oglądamy też pałace, w tym niezapomniany
Pałac Hofburg. Do 1918 r. była to siedziba władców austriackich. Obecnie mieści się tutaj rezydencja prezydenta. Wszystkie te XIX wieczne wspaniałości znajdują się przy jednej
ulicy okalającej pierścieniem Stare Miasto: Ringstrasse, a więc w zasięgu ręki
turysty. Jest też sposób na zwiedzanie dla leniwych: ulicą tą jeździ specjalny
tramwaj - Ring Tram, pozwalający na obejrzenie tych zabytków przez okna
pojazdu. Jeździ co pół godziny.
Po szybkim obiedzie postanawiamy pójść
na popularne w Austrii piwo. W tym celu wchodzimy do czegoś przypominającego
polską stodołę. W środku widać, że jest świeżo wybudowana i przystosowana do
piwnego wyszynku: Przez całą długość pomieszczenia ustawione długie drewniane
stoły a przy nich siedzący ciasno jeden przy drugim smakosze tego skrzącego się
złotem napoju. Siadamy wśród innych. Ubrana w ludowy strój kelnerka przynosi
nam zimne piwo. Biesiadnicy zaczynają śpiewy, kiwając się w na boki w rytm muzyki.
Śpiewamy z innymi, ucząc się co nieco niemieckiego. Przerwa na toaletę – piwo
robi swoje. Okazuje się, że obsługuje ją nasza rodaczka. Od tego momentu mamy
poważną zniżkę na korzystanie z toalety. Nasz pobyt w oberży okazuje się
dłuższy niż planowaliśmy. Dzięki temu zaprzyjaźniamy się z personelem, czego
efektem jest podarowany mi oryginalny, wiedeński, duży kufel do piwa.
Austriaccy przyjaciele postanawiają – jak się później okazało - uczcić ten
moment: zabierają mi kufel aby zwrócić mi go następnego dnia ze świeżo
wygrawerowanym napisem „Grusse aus Wien”. Kufel ten ciągle wypełnia swoją
rolę i stoi na widocznym miejscu w moim mieszkaniu. Pijąc piwo, myślami jestem
we Wiedniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz