Reklama

środa, 11 lipca 2012

WIEDEŃ - podróż sentymentalna (2)


Mój wyjazd do Wiednia miał podtekst sentymentalny. Bardzo chciałem poznać miasto, w którym mój Tata przeżył kilka trudnych lat swojego życia i o którym wiele opowiadał. W czasie wojny był internowany przez Niemców i wywieziony tam na przymusowe roboty. Pracował na dworcu kolejowym przy przetaczaniu wagonów. Trzy razy uciekał do Polski, niestety łapano go i zamykano w więzieniu. Miał wtedy 18 lat.





Hofburg
                       To bardzo pracowita noc – nie chcemy uronić ani minuty naszego pobytu we Wiedniu. Biegamy po całym Grinzingu, od jednej oberży do następnej. Wszystkie są bardzo ładnie wystrojone, w każdej na drewnianych ławach przygotowane talerze ze smalcem i świeżym chlebem. Wybieramy te, w których smalec zawiera duże smakowite skwarki. Popijamy wspaniałe austriackie młode wina. Kolega pracowicie zbiera wszystkie możliwe do wyproszenia kolorowe popielniczki. Jest ich kolekcjonerem, w Polsce ma już pokaźny zbiór.
                       Następnego dnia zwiedzamy kolejne zabytki stolicy Austrii: prawie gotyckie Ratusz i Parlament, renesansowa Opera Narodowa i uniwersytet, Muzeum Historii Naturalnej i Muzeum Historii Sztuki. Oglądamy też pałace, w tym niezapomniany Pałac Hofburg. Do 1918 r. była to siedziba władców austriackich. Obecnie mieści się tutaj rezydencja prezydenta. Wszystkie te XIX wieczne wspaniałości znajdują się przy jednej ulicy okalającej pierścieniem Stare Miasto: Ringstrasse, a więc w zasięgu ręki turysty. Jest też sposób na zwiedzanie dla leniwych: ulicą tą jeździ specjalny tramwaj - Ring Tram, pozwalający na obejrzenie tych zabytków przez okna pojazdu. Jeździ co pół godziny.
Muzeum Historii Sztuki
                     Po szybkim obiedzie postanawiamy pójść na popularne w Austrii piwo. W tym celu wchodzimy do czegoś przypominającego polską stodołę. W środku widać, że jest świeżo wybudowana i przystosowana do piwnego wyszynku: Przez całą długość pomieszczenia ustawione długie drewniane stoły a przy nich siedzący ciasno jeden przy drugim smakosze tego skrzącego się złotem napoju. Siadamy wśród innych. Ubrana w ludowy strój kelnerka przynosi nam zimne piwo. Biesiadnicy zaczynają śpiewy, kiwając się w na boki w rytm muzyki. Śpiewamy z innymi, ucząc się co nieco niemieckiego. Przerwa na toaletę – piwo robi swoje. Okazuje się, że obsługuje ją nasza rodaczka. Od tego momentu mamy poważną zniżkę na korzystanie z toalety. Nasz pobyt w oberży okazuje się dłuższy niż planowaliśmy. Dzięki temu zaprzyjaźniamy się z personelem, czego efektem jest podarowany mi oryginalny, wiedeński, duży kufel do piwa. Austriaccy przyjaciele postanawiają – jak się później okazało - uczcić ten moment: zabierają mi kufel aby zwrócić mi go następnego dnia ze świeżo wygrawerowanym napisem „Grusse aus Wien”.  Kufel ten ciągle wypełnia swoją rolę i stoi na widocznym miejscu w moim mieszkaniu. Pijąc piwo, myślami jestem we Wiedniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz