Kolejny poranek polskiego turysty w Hawanie. Wstajemy, bierzemy kąpiel, idziemy na śniadanie na parterze naszego Habana Libre. Siadamy przy eleganckich stolikach. Kelner zaprasza nas do sali obok. Mijamy drzwi i naszym oczom ukazuje się coś w rodzaju wielkiego szwedzkiego stołu, a na nim owoce naszych marzeń: papaje, pomarańcze, mandarynki, mango i banany. Wszystkie owoce przygotowane do zjedzenia, wystarcza tylko napełnić nimi przyniesione talerze. Tak wygląda nasz wstęp do śniadania. Jak wiadomo owoce powodują głód. W efekcie nasze śniadanie okazuje się bardzo obfite.
Zgodnie z naszym planem zwiedzania wychodzimy z hotelu. I tu niespodzianka. Portier namawia nas na wizytę w pobliskim parku znanym z dużej, jakże popularnej lodziarni. Idziemy tam i rzeczywiście: znajdujemy wielką, nowoczesną, okrągłą lodziarnię obleganą przez mieszkańców i turystów. Zamawiamy nasze wybrane smaki. Lody są pyszne, ale Europejczyka szokują: są strasznie, strasznie, strasznie słodkie. Wracamy do Hotelu na zasłużony odpoczynek nad naszym basenem, zbierając siły na oczekujące nas inne atrakcje, jakich jest na Kubie wiele.
Jest wieczór. Przychodzi czas na rozrywkę i to nie byle jaką. Przyjaciele zabierają nas na rewię do „Tropicana” najsłynniejszego klubu na Kubie. To legendarne miejsce, mające swoją legendę i długą historię. Pierwszy pokaz kubańskiej rewii to 1939 rok. Od tego czasu każdego roku zyskuje na popularności. Staje się bardzo modna. Przyjeżdżają tu setki amerykańskich turystów i wielu bogatych Kubańczyków. Często bywają tu: Ernest Hemingway, Edith Piaf, Marlon Brando.
W epoce Fidela Castro nie traci nic na swojej popularności. W rankingu najwspanialszych rewii muzycznych świata plasuje się w samej czołówce, przyćmiewając francuskie Lido czy Moulin Rouge.
Do „Tropicana” przyjeżdżamy po 21.00. Zajmujemy miejsca w Klubie mogącym pomieścić prawie 1.500 bywalców. Obowiązkowa szklaneczka Mojito i kubańskie cygaro pod gwiaździstym niebem Habany. W półmroku widać trzy niezależne sceny. Czuje się zapach rumu i cygar. W tym momencie zapalają się dziesiątki reflektorów, oświetlając wszystko rzęsistym światłem.
Na scenach, w ferii świateł pojawiają się dziesiątki skąpo ubranych i malowniczo kolorowych pięknych tancerek i tancerzy. Przedstawienie porywa. Do końca nie wiadomo czy spektakl w którym uczestniczę to balet, sztuka teatralna, kabaret czy rewia mody. Myślę, że cały występ to mistrzowskie połączenie tego wszystkiego. Dwie godziny pokazu egzotycznych układów tanecznych nie tylko w rytmie rumby, samby i salsy, zawierających sporo elementów lirycznych a nawet zabarwionych erotycznie, mijają szybko.
Widzowie nie zamierzają jednak opuszczać klubu. Podekscytowani gorącymi rytmami rewii i rozgrzani rumem sami zaczynają tańczyć. Przyłączam się również do tańczących. Mam w końcu niepowtarzalną okazję nauczyć się tańczyć rumbę. Niestety jest to dość trudne dla Europejcyka. Tym niemniej nie poddaję się. Nauka trwa do 3.00 nad ranem. Do hotelu Habana Libre wracam zmęczony ale pełen niezapomnianych, gorących wrażeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz