Jedziemy do Turku w Finlandii, na organizowane tam Międzynarodowe Targi aby zaprezentować Finom bogatą ofertę handlową polskiego rzemiosła, podpisać stosowne umowy handlowe i tym samym rozszerzyć wymianę handlową między naszymi krajami.
Zamek w Turku |
Uprzedzeni o problemach z nabywaniem alkoholu w tym kraju zaopatrujemy się w „Wódkę Wyborową” przed naszym odlotem. Na miejscu okazuje się, że alkohol jest w sprzedaży tylko do 21.00 i to tylko w specjalnych sklepach. Co prawda jest to trochę lepiej niż było u nas w stanie wojennym (alkohol od 13,00 i tylko na kartki), ale robienie zapasów alkoholu przez Finów stało się rzeczą normalną (chyba, że ktoś nie ma problemów z wielokilometrowymi dojazdami do sklepów sieci Alko).
Katedra w Turku z 1250 roku. |
Zaczyna się nasza normalna handlowa praca w polskim stoisku na terenie Targów. Proponujemy do sprzedaży wyroby rękodzieła polskich rzemieślników. Finowie garną się do naszego stoiska. Słychać głosy zachwytu kobiet podziwiających jakość i piękno polskich wyrobów z bursztynu. Dla Polaka jest to dość nietypowe: każda z Finek widząc bursztyn, wciąga głęboko powietrze i na wdechu wymawia słowa „Meripihka” (bursztyn po polsku), po czym wypuszcza powietrze. Bardzo mi się to podoba i nigdy tego nie zapomnę. Jest to tak różne od naszych rodzimych reakcji. Mężczyźni są bardziej zainteresowani zakupem naszych ręcznie wykonywanych szachów i kupują ich dziesiątki pomimo wygórowanych cen. Handlowe powodzenie naszej ekspozycji jest więc zapewnione. Właśnie przyjmuję pieniądze za kupione piękne ręcznie rzeźbione szachy i schylam się pod ladę do kasetki z pieniędzmi aby wydać klientowi resztę – w tym momencie przeżywam szok: pękają mi spodnie w kroku. Ratunku! Co robić? Wydaję resztę mając nadzieję, że nikt tego nie widzi. Do hotelu daleko. Idę na przerwę i biegnę do najbliższego sklepu. Mierzę spodnie, wybieram, kupuję, zakładam, wracam. Jestem uratowany.
Park Muminków na wyspie Kailo |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz