Ja w Tiranie. |
Przyjeżdżamy do hotelu. Dostaję pokój. Biorąc pod uwagę zapachy, są one na pewno jego nieodłączną częścią (baranina). Nie jest aż tak źle. W pokoju jest telefon. Jest bardzo piękny - ale dla mnie prehistoryczny. Jak z dziewiętnastowiecznej bajki. Robi na mnie duże wrażenie, ponieważ od kilku lat zawodowo zajmuję się eksportem podobnych telefonów produkowanych przez polskich rzemieślników.
Następnego dnia wstajemy rano. Czeka nas ważne spotkanie z klientami. Kupują od nas artykuły szkolne (gumki, temperówki). Wyglądam przez okno i szok: na podwórzu ma miejsce ostra musztra dzieciaków miejscowej szkoły podstawowej. Wszystkie dzieci mają kije zamiast karabinów, ale wykonują wojskowe komendy swoich przełożonych. W lewo zwrot, w prawo zwrot, broń do nogi, repetuj broń. Coś takiego widziałem tylko w Korei Północnej.
Ulica w Tiranie. |
W końcu docieramy do naszych partnerów. Podpisujemy umowy. Radzą nam kupić koniak, który jest chlubą Albanii: to Skanderberg. Kupujemy skrzynkę, z którą przylatujemy na nasze kochane Okęcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz